Jerzy
Zelnik znany nam wszystkim aktor telewizyjny, filmowy i teatralny doszedł do tego punktu w swoim
życiu, który skłania do podsumowań i refleksji. W życiu większości z nas przychodzi
pewien wiek kiedy potrzeba pozostawienia po sobie - jak ja to nazywam, -„swojej
wersji wydarzeń” jest bardzo silna, z tym, że nie każdy ma tę odwagę, by
przenieść to na papier i upublicznić. Każda bowiem autobiografia ma tę jedną
wadę i cechę nieodłączną, że jest subiektywna. Biorąc ją do ręki należy o tym pamiętać. Tak
jak należałoby przeczytać dany news z dwóch różnie skrajnych źródeł, a
najlepiej z trzech, czterech stron i dopiero wtedy silić się na komentarze.
Ale
wracając do naszego „Faraona” owo „szczerze” również może być subiektywne i
raczej intencjonalne. Świadczy o tym
chociażby wspomnienie o relacjach między Zelnikiem a Anną Dymną na planie
„Królowej Bony” czy „Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny. Jak pokazują różne
sugestie w zasobach sieci Pani Dymna zgoła inaczej odbierała stosunki „z
Jurkiem”, które ten opisuje jako bardzo intymne. Aktora miał powiedzieć, że
„Jurkowi jest ciężko i ratuje się takimi opowiastkami”. Nie będziemy się teraz zajmować roztrząsaniem tej kwestii. Przyznajmy jednak
prawo różnego odczuwania jednej sytuacji przez dwie różne osoby. Faktem jest
raczej burzliwe życie towarzyskie młodego Zelnika, co zresztą sam przyznaje.
Intencji
szczerości na pewno nie można odmówić Jerzemu Zelnikowi. Brak w tej biografii prób postawienia sobie
pomnika za życia, jak to czynią niektórzy celebryci, wybielania się w oczach
fanów, czytelników. Książka ma nawet pewne cechy ekshibicjonizmu czy może
spowiedzi, bowiem aktor szczerze jak na spowiedzi wyznaje swoje grzechy młodości
jak brak wierności, wspólna decyzja o aborcji. Otwarcie, ale bez patosu, trochę
z humorem i dystansem do siebie mówi o swojej przemianie wewnętrznej. Jerzy
Zelnik jasno się określa jeśli chodzi o religijne i polityczne i daje temu
wyraz nie tylko w książce, ale także swoją działalnością publiczną.
Jest oczywiście w tej
niewielkiej książce sporo faktów o poszczególnych rolach, o życiu osobistym, o
jedynym małżeństwie z Urszulą, o
wspólnej pasji podróżowania, o zmaganiu
się z jej chorobą, a w końcu śmiercią. „Nie
starałem się stworzyć typowej autobiografii, zbioru wspomnień pisanych z
kronikarską dokładnością” pisze we
wstępie autor. I takie wrażenie pozostawia owa książka: Jerzy Zelnik w
dojrzałym okresie swojego życia, napisał to co chciał by o nim zapamiętano.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz