czwartek, 30 grudnia 2021

"Listy w góry" - Agnieszka Lis

 


Książka opisuje fragment życia żony himalaisty. Są to listy, które pisze do męża, a wszystko zaczyna się w roku 1979. Czytelnicy, których choć trochę interesują się górami i osiągnięciami Polaków w ich zdobywaniu szybko zorientują się, że opisywany himalaista to sławny Jerzy Kukuczka. Człowiek z ogromną pasją, o wielkich osiągnięciach, który na zawsze został w górach, które tak ukochał.


Od początku wiadomo, że nie jest to biografia ani autentyczny pamiętnik żony wspinacza, natomiast daty wejść na szczyty, daty poszczególnych wypraw są prawdziwe.

Jest to historia kobiety, która będąc żoną, jest dla swojego męża numerem dwa, ponieważ dla niego na pierwszym miejscu zawsze są góry. Dzieci, które się pojawiają, nawet nie znają dobrze ojca. Bohaterka wychowuje je właściwie sama. Na dodatek jej stałymi towarzyszami są strach, niepokój, wielka tęsknota za wiecznie nieobecnym mężem, którego kocha i stara się zrozumieć i akceptować jego pasję. Codzienne życie jest trudne, są to bowiem lata osiemdziesiąte, stan wojenny, braki towarów na półkach sklepowych, a mąż ciągle jest nieobecny.


Raczej mało kto myśli o tym, co przeżywają rodziny ludzi, którzy się wspinają. No chyba że wtedy, gdy dotrze do nas tragiczna informacja, że jakich uczestnik wysokogórskiej wyprawy nigdy już do domu nie wróci.

Mam wrażenie, że Wanda Rutkiewicz miała rację, kiedy powiedziała, że bardziej podziwia żony słynnych alpinistów niż ich samych, bo żaden mężczyzna nie zgodziłby się na takie życie.


Listy w góry” są poruszającą książką o ogromnej pasji i wielkim egoizmie, o wiecznej tęsknocie, niespełnionych marzeniach i wielkim uczuciu. Porusza głęboko i jest warta przeczytania. 



poniedziałek, 13 grudnia 2021

"Romantyczni" Dorota Ponińska

 

To nie jest książka dla wielbicielek romansów historycznych.  Raczej dla wielbicieli, lub chociaż miłośników-amatorów  historii literatury. Tytuł również nie powinien mnie zachęcić, ponieważ zdeklarowałam się już dawno, jako nieznosząca epoki romantyzmu. Ale gdy się tak bliżej zastanowić, to moja awersja do epoki wiązała się raczej z tym, że jako uczniów klasy humanistycznej „katowano” nas nim przez prawie cały semestr. Miałam już dość „ochów”, „achów”, nieszczęśliwych miłości, mesjanizmu, Wernyhorów, haseł pt. „Polska Chrystusem narodów”. Jakoś z ulgą przeszłam do pozytywizmu.

Dlatego nie wiem, dlaczego sięgnęłam po tę książkę. Może dlatego, by z dystansu i bez szkolnego obciążenia i przyjrzeć się ludziom, którzy tę epokę wydali na świat, byli jej ojcami, zrozumieć, z czego zrodził się romantyzm i o co tak naprawdę chodziło jego założycielom.

I myślę, że gdyby takie lektury polecano nam na „humanie”, moja znajomość z romantyzmem przedstawiałaby się inaczej.

Dorota Ponińska w sposób zbeletryzowany opisuje Wilno czasu Filaretów, Filomatów i Promienistych. Miasto jest pierwszym bohaterem. Widzimy jego przemianę od tętniącego życiem kulturalnym i towarzyskim ośrodka uniwersyteckiego, pełnego studentów i młodzieży, rozwijającego się dzięki kurateli księcia Adama Czartoryskiego, po miasto-widmo, osaczone i zastraszone po wprowadzeniu rządów Nowolsilcowa i rozgromieniu Promienistych. Głównym bohaterem jest fikcyjna postać szlachcica Maurycego Krzemienieckiego, który rozpoczyna naukę w Wilnie i od razu wpada w wir życia żakowskiego, stając się przyjacielem Tomasza Zana, poznając Adama Mickiewicza i ocierając się o młokosa, jakim wtedy był Juliusz Słowacki.

Dzięki autorce uczestniczymy w pierwszych spotkaniach filomatów, słyszymy manifesty i wykłady na nich wygłoszone i pierwsze wiersze romantyczne. Tak, były to czasy, kiedy, jeśli ktoś miał coś ważnego do przekazania, robił to w formie liryku. (jakże współczesne posty na Facebooku lub Tweeterze marnie przy tym wypadają)

Autorka w jednym z wywiadów, na pytanie, czy Polacy mogą się czegoś nauczyć od "naszych pierwszych buntowników" odpowiada: „Przede wszystkim mogliby się nauczyć odwagi kwestionowania zastanych przekonań, idealizmu, śmiałości wizji. Górnych ideałów. A także przekonania, że pomyślność kraju zależy od mądrego kształtowania młodzieży. Mogą się także nauczyć dobrej współpracy — filomaci wspólnie tworzyli i wdrażali programy dla dobra kraju. I nie bali się mierzyć wysoko”.

Niech ta wypowiedź będzie pointą, aktualną również na dzisiejsze czasy, która zachęci na do sięgania w odległe, może wypłowiałe historie. Bo przecież „wszystko już było”, wystarczy poszukać i na nowo zinterpretować, a historia jest „nauczycielką życia” -  jak twierdził Cycero…o ile chcemy tej nauczycieli słuchać.

Dlatego czas z książką „Romantyczni” uważam za…"zyskany”,  w znaczeniu niestracony :-).

Polecam również kontynuację: "Romantyczni w Paryżu", a z niecierpliwością czekam na wydanie trzeciej części "Romantyczni zesłańcy".


 

 BiblioFilka