Powieść Sabiny Jakubowskiej Akuszerki to siedemset stron, od których się trudno oderwać! Napisana ciekawym językiem, z elementami gwary, z cytatami z zeszytów położnych i książek o położnictwie, czasem dowcipnie, a czasem wręcz poetycko.
Autorka opisuje cztery pokolenia akuszerek, które niosły swoją posługę w Jadownikach (koło Brzeska) i okolicach, w bardzo trudnych czasach: 1885 – 1950. Był to okres zaborów, wojen światowych, biedy, komunizmu. Dodatkowo mieszkańcy tych terenów przeżyli jeszcze zarazę, wielki pożar i powódź. Ale bez względu na to, co przynosił los, często w skrajnie nieprzyjaznych warunkach, cały czas rodziły się dzieci… I chociaż akuszerek też nie omijały nieszczęścia, pomagały innym kobietom, zgodnie z tym, co ślubowały w dniu otrzymania dyplomu,
…że ciężarnym, rodzącym i położnicom, do których twej pomocy zawezwą, bez względu na ich stanowisko, wyznanie, stosunki majątkowe i na wynagrodzenie, nieść ją będziesz (…) z całą gotowością i według najlepszej wiedzy, w dzień czy w nocy.
Bo bohaterki powieści, mimo że wywodziły się ze wsi, w większości były absolwentkami Cesarsko-Królewskiej Szkoły Położnych w Krakowie.
Autorka, prawnuczka jednej z pokazanych akuszerek, wyznaje, że pisząc tę książkę, korzystała ze śladów, jakie zostały po tych dzielnych kobietach – w dokumentach i w ludzkich sercach. To powieść o ludziach, których losy powiązane były z wielką historią i z tą zwykłą – historią codzienności małopolskiej wsi. To powieść o życiu BEZ ZNIECZULENIA…
Powinny ją przeczytać wszystkie kobiety. I mężczyźni…
Irena Niedzielko