Jako członek Dyskusyjnego Klubu Literackiego przeczytałem książkę Magdaleny Grzebałkowskiej „Beksińscy. Portret podwójny” i muszę przyznać, że była to książka, która wzbudziła w naszej grupie wiele emocji.
Na spotkaniu szybko zorientowaliśmy się, że książka oddziałuje na kilku poziomach. Dla jednych to przede wszystkim historia genialnego artysty i jego syna – dwóch postaci tak skrajnie różnych, że trudno uwierzyć, iż mieszkali pod jednym dachem. Inni podkreślali, że Grzebałkowska wyszła poza zwykłą biografię – to portret epoki, w której artyści i dziennikarze szukali swojego miejsca w szarej rzeczywistości PRL-u i odrodzonej, wolnej Polski.
Podobało nam się, że autorka nie szukała taniej sensacji. Łatwo byłoby opisać Beksińskich jako tabloidową historię pełną psychopatii i śmierci. Tymczasem książka ukazuje ich jako ludzi – ze wszystkimi ich dziwactwami, wadami i ogromną wrażliwością. Zdzisław – zimny i uporządkowany, a obok niego Tomasz – namiętny, ale i autodestrukcyjny. Ta dynamika sprawiła, że wszyscy inaczej postrzegaliśmy ich relację: jedni widzieli w nim tragedię, inni – rodzaj nieuchronnego losu.
Długo dyskutowaliśmy też o tym, czy Grzebałkowska w ogóle daje nam jakąś wskazówkę, „co w tej rodzinie było nie tak i gdzie są źródła problemów?”. Doszliśmy do wniosku, że siła tej książki tkwi właśnie w braku łatwych odpowiedzi. To nie psychologiczny poradnik ani sąd rodzinny, ale próba pokazania życia takim, jakie było – z całą jego szarością i pęknięciami.
Wreszcie wielu z nas stwierdziło, że po lekturze inaczej patrzyli na obrazy Beksińskiego i inaczej słuchali głosu Tomasza z radiowych archiwów. Książka sprawia, że ci ludzie nie są już tylko ikonami, ale stają się nam bliżsi – a przez to ich historia boli jeszcze bardziej.
„Beksińscy. Portret podwójny”, Magdalena Grzebałkowska, Znak 2014 r.